niedziela, 10 września 2017

Wędliny i przetworzone mięso

Znalezione obrazy dla zapytania Wędliny i przetworzone mięso

Czy wiecie, czemu wędliny są groźne?


Po pierwsze - rak

Systematyczne spożywanie przetworzonego mięsa przekłada się na częstszą zapadalność na różne nowotwory.„Przetworzone mięso” oznacza potraktowane konserwantami, wędzone, grillowane, smażone w wysokich temperaturach. Ale teraz skoncentrujemy się na tych „konserwantach”. Bo ich wpływ na zdrowie był mocno przebadany.

Warto z tego zdawać sobie sprawę, kiedy coś wrzucamy do koszyka w supermarkecie, że w świetle MOCNYCH dowodów, nie jest tak istotne, czy w kiełbasie mięso zastąpiono kaszą manną, produktami z soi, czy zmielonymi dziobami i łapkami w postaci MOM.

Chociaż, oczywiście, ta przykładowa kiełbasa, ma też często w sobie całą masę innych niezdrowych związków, dodawanych w czasie produkcji po to, żeby z jak najmniejszej ilości mięsa „wyczarować” ilość jak największą gotowego produktu. Ale to inny temat.Oczywiście, można „upolować” wędlinę bez konserwantów. Ale nie jest to łatwa zdobycz.

Azotyn, azotany - E 250, E 251, E 252, sól peklująca je zawierającą i produkty uboczne tego wszystkiego.To właśnie im szynka zawdzięcza to, że jest różowiutka, a nie brudnoszara. Wiadomo przecież, jaki kolor preferują klienci. A do tego, te związki uniemożliwiają rozwój bardzo groźnych bakterii, które mogłyby konsumenta tej szynki nawet zabić.Ale coś za coś – w przewodzie pokarmowym przekształcają się w rakotwórcze nitrozoaminy.

Rak jelita grubego


Tu mamy najmocniejsze dowody. Każde 5 dekagramów wędlin i peklowanego mięsa / dziennie (a przecież to mały kawałek kiełbasy lub raptem … 2-3 plastry szynki) powoduje wzrost ryzyka zachorowania na tę chorobę o około 18 % . Ryzyko jest mniejsze, jeśli miłośnicy wędlin lubią też owoce, warzywa, rośliny strączkowe i produkty pełnoziarniste . Spożycie ryb również działa ochronnie.

W ogóle, uważa się, że 50% przypadków raka jelita grubego można uniknąć dzięki zmianie diety i zwiększeniu aktywności fizycznej.

I… tak często ludzie zadają pytanie „ co się dzieje, skąd dzisiaj tyle nowotworów”. Cóż, nie na wszystko mamy wpływ. Ale… jak widać, wiele zależy jednak od naszych własnych wyborów.

Rak trzustki


190 tysięcy osób, w wieku 45-75, obserwowano przez siedem lat i okazało się, że ludzie, którzy jedli najwięcej przetworzonego mięsa mieli o 67% wyższe ryzyko raka trzustki, niż ci, którzy jedli ich najmniejszą ilość  . British Journal of Cancer donosił w 2012 roku na podstawie analizy wyników 11 badań z udziałem 6000 pacjentów z rakiem trzustki, których porównywano do zdrowych osób.
Każde 50 gramów (TYLKO!) przetworzonego mięsa spożywane każdego dnia, wiązało się z większym o 19% ryzykiem. Jedzenie 100g dziennie (wielkość małego hamburgera) powodowało wzrost ryzyka o 38 procent, 150 g dziennie - o 57 proc.

Rak żołądka

Metaanaliza badań opublikowanych od stycznia 1966 do marca 2006. Względne ryzyko raka żołądka rosło o 15% - 38% wraz ze zwiększeniem konsumpcji przetworzonego mięsa o każde 3 dekagramy (mniej więcej JEDEN PLASTER szynki) dziennie.

EPIC to badanie, którego celem jest ocena zależności pomiędzy nawykami związanymi z odżywianiem, a zagrożeniami nowotworami. A to wszystko na podstawie obserwacji pół miliona Europejczyków, z 23 krajów. Badanie ciekawe, sensowne i wiarygodne.

Wykazano w nim, na przykład, że amatorzy mięsa przetworzonego nie tylko chorowali częściej na raka jelita grubego, ale w czasie obserwacji, śmiertelność w tej grupie była o 18% większa. Co ciekawe, mięso nieprzetworzone i drób wcale nie szkodziły.

Profesor Sabine Rohrmann, z Uniwersytetu w Zurychu, która kierowała tym badaniem, wyjaśniła: "Szacujemy, że co 33 przedwczesnemu zgonowi (3,3 %) można by zapobiec, gdyby tylko ludzie jedli mniej niż 20 g przetworzonego mięsa dziennie”.Bardzo podobne wnioski przyniosła inna obserwacja (badanie NIH-AARP) pół miliona emerytów w USA.

Kiedy próbowano oceniać wpływ jedzenia mięsa na zdrowie, brano pod uwagę fakt, że dieta bogata w przetworzone mięso wiąże się często z innymi niezdrowymi wyborami. Mężczyźni i kobiety, którzy jedli najwięcej przetworzonego mięsa w badaniu EPIC, konsumowali również najmniejszą ilość owoców i warzyw, roślin strączkowych i częściej palili papierosy. Dlatego analizę przeprowadzano w podgrupach, uwzględniając inne nawyki mogące mieć wpływ na wyniki.

Po drugie - choroby układu krążenia

Przetworzone mięso to prawdziwa „solna bomba”, zawiera mnóstwo sodu, który zwiększa ciśnienie krwi, może upośledzać prawidłowe reakcje naczyń tętniczych, szkodząc w ten sposób.

Coraz większa liczba naukowców jest skłonna twierdzić, że spożycie tłuszczu zwierzęcego i mięsa nieprzetworzonego, nie jest wcale czynnikiem ryzyka rozwoju chorób układu krążenia. 
Rewolucyjne. Trzeba jednak zaznaczyć, że zupełnie inaczej jest z „przetworzonym mięsem”, czyli wędlinami i mięsem w fast-foodach. Należy je omijać szerokim łukiem, bo zwiększają ilość zawałów serca, udarów mózgu, cukrzycy…

A mit niskotłuszczowych wędlin… skrzętnie wykorzystuje przemysł spożywczy do promowania wyrobów wędliniarskich o obniżonej zawartością tłuszczu, które kojarzy się wszystkim automatycznie z czymś zdrowszym. Fit. A jest to nieprawdą.

Badania wykazały, że ryzyko choroby wieńcowej u amatorów wędlin i fast-foodów jest większe aż o 42%. Niezależnie, czy były one tłuste, czy nie. Za winowajcę uznano znowu, przede wszystkim, środki konserwujące - azotyny, azotany, „sól peklującą” i ich produkty uboczne. Eksperymentalnie wykazano, że są zdolne do powodowania dysfunkcji śródbłonka, naszej wewnętrznej wyściółki naczyń, która powinna być gładka niczym teflon, bo zapalenie jej przyczynia się do miażdżycy, oporności na insulinę i cukrzycy II typu.

Wnioski z metaanalizy z 2012 roku z sześciu badań z udziałem 614.062 uczestników :
„Każde (TYLKO!) 5 dekagramów kiełbasy, szynki lub parówek, spożywanych codziennie, zwiększa o 42% ryzyko choroby wieńcowej, cukrzycy typu II- o 51%” . Znowu- w tym badaniu, mięso bez dodatku konserwantów, nawet tłuste, nie szkodziło sercu. W badaniach obejmujących w sumie 56.311 uczestników nie znaleziono znaczącego związku między spożyciem nieprzetworzonego mięsa czerwonego i ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych.

Ale były i inne sygnały. W Nurse's Health Study (NHS), gdzie analizą objęto 84.136 kobiet, po uwzględnieniu różnych czynników żywieniowych i stylu życia, każda porcja 100 g / dzień nieprzetworzonego czerwonego mięsa była związana z 19% wyższym ryzykiem choroby wieńcowej, a każde 100 g mięsa przetworzonego/dzień zwiększało o 40% to zagrożenie.

Jednym z winnych jest z pewnością żelazo hemowe . Spożywanie jego, w czerwonym mięsie, może zwiększać stres oksydacyjny (czyli ilość ataków wściekłych wolnych rodników) i oporność na insulinę. Która to równa się wyższemu ryzyku cukrzycy II typu.

Po trzecie- cukrzyca I i II typu


MIĘSO NIE MA CUKRU…TO CO MA MIĘSO DO CUKRZYCY?

A... ma...Chodzi o nitrozoaminy, pochodne konserwantów w wędlinach, które mogą wywoływać stan zapalny i niszczyć komórki beta trzustki.

Azotyny i inne związki azotu, które możemy napotkać w hot-dogach i innych wyrobach mięsnych, są związane z występowaniem cukrzycy typu 1 u dzieci (dlatego, uwielbiane często przez nie paróweczki, niezależnie czy „cielęce”, czy inne, mogą bardzo zaszkodzić, jeśli będą częstym gościem w lodówce).

Zwróćmy uwagę na to, jak często dzieci konsumują przetworzone mięso. Mało które dziecko nie lubi parówek, „szyneczki”. Nawet widać to po reklamach, które promują taką żywność głównie dla dzieci. Rodzice, dziadkowie kupują parówki „cielęce” i myślą, że dokonują zdrowego wyboru.

Streptozotocyna, związek wywodzący się z nitrozoamin, które z kolei powstają w naszym żołądku z konserwantów z wędlin, jest znany jako czynnik diabetogenny, czyli powodujący cukrzycę.
Związki azotu wpływające negatywnie na ludzkie zdrowie znajdziemy nie tylko w wędlinach ( i niektórych żółtych serach!) .

Parslow i wsp,badali związek między wystąpieniem cukrzycy typu 1 wśród dzieci mieszkających na północy Anglii a stężeniem azotanów w wodzie do picia. Po przeprowadzeniu analiz, badacze udowodnili, że istnieje zależność między powstaniem choroby, a podwyższonym poziomem nieorganicznych związków azotu w dostępnej wodzie. Azotany są prekursorami substancji chemicznych toksycznych dla trzustki. W badaniach na zwierzętach stwierdzono, że spożycie pokarmów bogatych w nitrozoaminy może się przyczyniać do rozwoju cukrzycy typu 1.

W eksperymencie prowadzonym przez Essiena i wsp. , podawano ciężarnym szczurom do spożycia wędzone pstrągi bogate w nitrozoaminy, stwierdzono, że poziom glukozy i insuliny w surowicy potomstwa był znacząco wyższy w porównaniu ze zwierzętami kontroli. "American Journal of Clinical Nutrition" donosił  w 2011 roku na postawie analizy badań 442,101 osób, 28,228 przypadków cukrzycy II t., że wystarczy codziennie spożywać zaledwie 50 g przetworzonego czerwonego mięsa, by ryzyko cukrzycy zwiększyło się o 51 proc. Mniej szkodliwe okazało się mięso nieprzetworzone. Dzienna porcja 100 g takiego produktu o 19 proc. zwiększała groźbę tej choroby.
Osiem badań, w sumie 372.391 osób - okazało się, każde 50 g wędlin spożywanych każdego dnia, wiązało się z 51% większym ryzykiem stania się cukrzykiem .

To tylko niektóre z dowodów.


Tak to wygląda. Jak widzicie, konserwowane i przetwarzane mięso szkodzi mocno. A przecież to jeden z najczęściej spożywanych produktów żywnościowych. I dlatego, warto starać się jak najczęściej jeść po prostu coś innego. I, najlepiej, byłoby sięgać po takie wędliny, co konserwantów nie zawierają. I tu przechodzimy do kolejnego tematu…

Czyli… jak narazić się w sklepie ze „zdrową żywnością”.


Nie dotyczy to wszystkich sklepów. Oczywiście, istnieją takie, gdzie rzetelnie i uczciwie informuje się klientów o składzie produktów.

Dzień dobry, czy ma pani/pan jakąś szynkę bez konserwantów? Odpowiedź bardzo często brzmi „TAK, te wędliny są produkowane TRADYCYJNĄ metodą, szczególnie ta… i zostaje wskazana najdroższa”.

I wtedy zaczynają się schody. Okazuje się (najczęściej, choć pewnie, nie zawsze), że te wędliny w sklepie ze „zdrową żywnością” najczęściej są również konserwowane szkodliwymi E250 i E251. Tak samo, jak te z supermarketu. Albo  sprzedawca „nie może znaleźć” etykiety ze składem.

Proponuję jeszcze kilka innych pytań, które można zadać w NIEKTÓRYCH sklepach tego typu:
„Dlaczego cappuccino dla cukrzyków nie ma wprawdzie cukru, ale za to zabójcze tłuszcze trans”?
„Dlaczego olej lniany nie jest przechowywany w lodówce?” …za to jest w przezroczystej butelce?...w plastikowej ? Po co nam bisfenol z tego plastiku w oleju?

Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, w skrócie IJHARS, na swojej stronie internetowej "Zafałszowane artykuły rolno-spożywcze" podaje wyniki kontroli i wymienia z nazwy nieuczciwych producentów.

Ciekawa lektura, warto przeczytać, żeby w sklepie podejmować właściwe decyzje.Na przykład, wcześniejsze kontrole wykazały fałszowanie oliwy z oliwek, która miała być najwyższej jakości - producent sprzedawał ją jako „ekstra virgin”. Nie dość, że nie była „extra virgin”, to w dodatku nie była to oliwa - ujawniono obecność w niej oleju rafinowanego.

Zafałszowana oliwa stała się największym oszustwem rolnym w Unii Europejskiej. Podczas gdy mniej niż 10% światowej produkcji oliwy z oliwek spełnia kryteria „extra virgin”, to ponad 50% oliwy w sprzedaży detalicznej jest tak oznaczana . Jak to można wytłumaczyć? Cud? Po prostu, żeby zarobić więcej, niektórzy producenci oznaczają swoje produkty jako "extra virgin", mimo, że nie mają one nic z nią wspólnego. Stwierdza się często w badaniach laboratoryjnych, że przy produkcji użyto zepsutych oliwek, które spadły z drzewa, lub oliwa jest rozcieńczana olejami roślinnymi.
Zdarza się, że olej sojowy i olej rzepakowy ma dodawany chlorofil i beta-karoten, by być potem sprzedawany jako oliwa.

W 2012 roku w Polsce co piąty wyrób z czerwonego mięsa miał w swoim składzie coś, czego producent „zapomniał” umieścić na etykiecie – dodatkowe substancje konserwujące, zwiększające wodochłonność, MOM, albo wyrób deklarowany jako wieprzowy miał spory dodatek drobiu. Może są świnie, którym wyrosły skrzydełka?

MOM to skrót od nazwy „mięso oddzielane mechanicznie" - głównie ścięgna, chrząstki, szpik, tłuszcz, błony, skrzydła, rozdrobnione kości. Czyli odpady. Z nich robi się miazgę. Brzmi niezbyt smakowicie i nie należy do zdrowej żywności. Lepiej tego unikać.

Inspektorzy Inspekcji Handlowej  w całej Polsce sprawdzali jakość i oznakowanie produktów sprzedawanych jako domowe, tradycyjne, naturalne, bez konserwantów, wolne od GMO i im podobne. Zbadano 966 partii produktów. Zakwestionowano co trzecią.

Wędzonka swojska – zawierała dodatek „bardzo swojskiego” ;) błonnika bambusowego, białka sojowego, substancji zagęszczającej E-407, skrobi modyfikowanej, białka zwierzęcego, maltodekstrynę, stabilizatorów E-450, E-451, E-262, przeciwutleniaczy E-316 i E-315.

„Żur skondensowany naturalny, według staropolskiej receptury, która pamięta dębowe stoły dworów i strzech . Nowy zdrowy produkt w starym stylu” - w składzie znajdowała się substancja konserwująca E-211 (benzoesan sodu). Cóż, może konserwant rzeczywiście był niezbędny, skoro żur był tak stary, że "pamiętał dwory i strzechy”?

„Maślanka naturalna” – z żelatyną wieprzową.

Smalec domowy z opisem na etykiecie:
„Spróbuj prawdziwego, domowego smalcu z najlepszym mięsem, przygotowanego według znakomitego polskiego przepisu” – a w nim białko sojowe, aromaty, wzmacniacze smaku E-621,
stabilizatory E-450, E-451 i E- 452 (di-, tri- i polifosforany).
Hm... jak w domu u mamy.

Podsumowując.Zwróć uwagę na to, jak bardzo o zdrowiu całej rodziny decyduje osoba zaopatrująca lodówkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Oceń stan swojego zdrowia - dieta