wtorek, 19 września 2017

Gorzka prawda o cukrze

Znalezione obrazy dla zapytania Gorzka prawda o cukrze

Że cukier szkodzi - słyszymy o tym często.


Ale jakie mechanizmy biologiczne stoją za tą szkodliowścią? Jest ich parę.

Zacznijmy od pytania związanego z miłymi rzeczami. Co łączy karmel, zapach prażonej kukurydzy, brązową skórkę na chlebie, aromat pieczonego mięsa i jego rumianą skórkę?

Otóż, powstają one dzięki pewnym reakcjom chemicznym, nazywanym reakcjami Maillarda. Są szeroko wykorzystywane obecnie w przemyśle spożywczym. W 1912 roku Louis Camille Maillard zaobserwował, że w trakcie lekkiego ogrzewania roztworu cukrów i aminokwasów, dochodzi do powstania brązowego koloru spowodowanego wytworzeniem spontanicznych połączeń pomiędzy nimi. Dzisiaj wiemy, że to dzięki nim uzyskujemy rumianą skórkę na pieczonych ziemniaczkach.

Niestety. Takie spontaniczne i już wcale niechciane reakcje mają też miejsce w naszym ciele. Cukry proste, głównie chodzi tu o glukozę, mają skłonność do reakcji z aminokwasami ulokowanymi w białkach naszego ciała - w nerwach, oku, naczyniach, skórze. A te związki oczywiście niczym dobrym się nie kończą.

Dlaczego podwyższony poziom cukru we krwi jest taki szkodliwy? (Pomijamy w tym momencie ekstremalne sytuacje kiedy jest on tak wysoki, że doprowadza do śpiączki i zagraża życiu, nie o to nam teraz chodzi).

Glukoza ma ona tendencję do „oblepiania” cennych białek naszego organizmu. I im wyższy jej poziom, tym proces jest bardziej nasilony. Glukoza, szczególnie w wyższych stężeniach, sama z siebie, samorzutnie i chętnie, łączy się z aminokwasami, czyli cegiełkami budującymi białka. Jest to proces, który jest określany jako glikacja. Cukier ma tendencję do wchodzenia w bliskie, niezdrowe relacje z białkami a to je uszkadza. Tworzą się wiązania krzyżowe pomiędzy białkami i powstają duże kompleksy zwane końcowymi zaawansowanymi produktami glikacji - AGE (z ang. advanced glycation end products). Wiem bardzo skomplikowana nazwa, ale dobrze ją znać, jeśli interesujemy się zdrowiem. Na pewno usłyszymy o niej nie raz. Te cząsteczki (AGE ) powstają stale i kumulują się w czasie życia. Czyli każdy z nas już ich trochę nagromadził w swoim sercu, mózgu, wątrobie, naczyniach, no we wszystkich narządach. A to nie jest nic dobrego. To są takie bezużyteczne resztki gromadzące się jak śmieci.

AGE są czarnymi charakterami w naszym ustroju. W niczym nie pomagają, a tylko niszczą i postarzają. Łączą się między sobą i z długo żyjącymi białkami. AGE tworzą sieć krzyżowych wiązań co prowadzi do zmiany struktury, modyfikacji wielu biologicznych cząsteczek skutkującej oczywiście zaburzeniem czynności większości komórek i tkanek ustroju, które potem nie mogą normalnie wypełniać swoich funkcji. AGE powodują destrukcję wielu struktur komórkowych – zarówno bezpośrednio (bo „oblepiają”), jak i pośrednio — przez przyczynianie się do produkcji wielkiej ilości niebezpiecznych cząstek. AGE upośledzają działanie chroniących enzymów antyoksydacyjnych organizmu, wystawiając nas na pastwę wolnych rodników które wściekle atakują struktury układu nerwowego, krwionośnego, nerek. I właśnie tak AGE zapoczątkowują całą serię reakcji łańcuchowych. Bardzo niebezpiecznych.

Wiele komórek (krwi, śródbłonka naczyń, mięśni gładkich, kłębków nerkowych, układu nerwowego) ma na powierzchni swoiste receptory, czyli „włączniki”, które są aktywowane przez AGE. Nie jest dobrze, gdy do tego dochodzi. Rodzi to problemy - kaskadę reakcji doprowadzającą do wytwarzania mnóstwa wolnych rodników i generowania stanu zapalnego.

Cukier nie oszczędza też innych, poza białkami, cząsteczek. Przyczepia się też do lipidów, do nukleotów w naszym materiale genetycznym. Następuje rozrywanie skręconych łańcuchów DNA, co sprzyja mutacji genów . A uszkodzone geny prowadzą do chorób.

W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku zaczęło się mówić, że objawy starzenia się naszego ustroju zależą w pewnym stopniu od gromadzenia się AGE, zaś w przypadku chorych na cukrzycę - kumulacja AGE jest odpowiedzialna za rozwój powikłań sprawiających, że cukrzyca jest taką groźną chorobą. Jest ona zresztą uznawana za „eksperymentalny proces starzenia”, ponieważ występujący często wysoki poziom cukru przyspiesza, nasila powstawanie AGE , i choroby typowe dla starszych osób, u cukrzyków pojawiają się wcześniej. AGE, gromadząc się w nerwach obwodowych, zmniejszają szybkość przewodzenia impulsów i powodują zaburzenia ukrwienia, doprowadzając do uszkodzenia nerwów. W nerkach - doprowadzają do powolnego i postępującego zaburzenia ich funkcji, w oczach - do uszkodzenia siatkówki, zmiany w białkach soczewki – do rozwoju zaćmy. Zwiększona akumulacja AGE naczyniach powoduje miażdżycę, w mózgu - znacznie zwiększa ryzyko demencji.

AGE powstają też u ludzi wolnych od cukrzycy - tylko w wolniejszym tempie. Im dłużej żyjemy, im bardziej kochamy jeść łatwo przyswajalne węglowodany, tym więcej ich w sobie nosimy. Najbardziej narażony na uszkodzenia spowodowane AGE jest kolagen, który jest głównym białkiem w ciele. Kolagen i elastyna to rusztowanie naszej skóry - włókna, które nadają jej jędrność i elastyczność. A po połączeniu z cukrem ulegają uszkodzeniu, i zamiast być sprężyste i elastyczne, to stają się suche i łamliwe. Widoczną na pierwszy rzut oka oznaką tego są zmarszczki na skórze i utrata przez nią jędrności.

Hemoglobina jest białkiem w czerwonych krwinkach, które przenosi tlen z płuc do tkanek organizmu i zabiera z nich dwutlenek węgla transportując go do płuc. Tak jak i inne białka w ustroju, może być też atakowana przez cukier. Na początku lat siedemdziesiątych odkryto, że u pacjentów cierpiących na cukrzycę można wykryć hemoglobinę nieodwracalnie połączoną z glukozą (hemoglobinę glikozylowaną), której ilość rośnie proporcjonalnie do wzrostu średniego stężenia glukozy HbA1c przed badaniem . Od połowy lat dziewięćdziesiątych zaczęto przeprowadzać rutynowo pomiary HbA1c we krwi w celu określenia średniego stężenia glukozy we krwi w ciągu poprzedzających 90-120 dni (choć za 50% wyniku odpowiada to, co się działo z cukrem przez ostatni miesiąc).

Warto jednak uzmysłowić sobie, że obecność hemoglobiny połączonej z cukrem jest pośrednim obrazem tego jak i inne białka w naszym ciele zostały zmienione przez glukozę.

Krew nie może być za słodka. Poziom glukozy we krwi musi być utrzymywany w ścisłych granicach. Groźny jest zarówno za niski, jak i zbyt wysoki. Jeśli krew ma za dużo w sobie glukozy, uszkadza całe ciało . A jak będzie ekstremalnie wysoki, można z tego powodu nawet zapaść w śpiączkę. Za niski też jest niebezpieczny, szczególnie dla komórek nerwowych. Nawet może je zabić. U osób zdrowych poziom glukozy w granicach normy jest utrzymywany dzięki insulinie, hormonowi, który produkuje trzustka.

Nasze ciało składa się z komórek, by mogły żyć, potrzebują energii. Cukier (glukoza) to ich paliwo*. A insulina, wydzielana przez trzustkę, jest hormonem otwierającym „bak paliwowy”, umożliwiającym „zatankowanie”. Oczywiście, pełni też wiele innych funkcji w ciele. Ale jedną z nich jest właśnie „tankowanie”, czyli wprowadzanie glukozy do komórek.

Cukrzyca typu I jest spowodowana brakiem insuliny. Z różnych przyczyn trzustka przestaje ją produkować. Nawet, jeśli chory spożywa wiele jedzenia, jego ciało głoduje, bo nie ma czynnika pozwalającego wejść paliwu do środka, do komórek. Jeśli taki człowiek nie otrzyma insuliny, umrze z głodu, niezależnie od ilości spożywanego pokarmu.

Cukrzyca II typu, to zupełnie inna historia. Tak, jak kiedy żeby zatankować samochód, musimy odkręcić korek od baku , tak insulina , aby wprowadzić glukozę do komórek, musi najpierw połączyć się z odpowiednim receptorem, by otworzyć dla niej w ten sposób drogę. W normalnych warunkach, w odpowiedzi na konsumpcję (przede wszystkim) węglowodanów, trzustka wydziela do krwi insulinę, która otwiera, tak jak klucz otwiera zamek, komórki naszego ciała, umożliwiając wniknięcie do nich cukru. Wielu ludzi jednak poprzez swój tryb życia skutecznie doprowadza do „zapchania zamków”. Insulina wtedy nie może skutecznie i sprawnie łączyć się z receptorami i „otwierać” komórek, by mogła do nich bez przeszkód wniknąć glukoza. Określamy ten stan jako insulinooporność.

Przy „przytkanych zamkach” komórki coraz bardziej i bardziej obojętnieją na działanie insuliny. Skoro nie poddają się jej działaniu, cukier nie może być sprawnie przez nie wykorzystywany. To tak, jakby wlew do baku paliwowego stawał się coraz bardziej zapchany. We krwi pojawia się zbyt dużo cukru, bo zamiast być wykorzystany przez komórki, błąka się po krwiobiegu, powodując różne spustoszenia zdrowotne. W odpowiedzi na taką sytuację trzustka zaczyna wydzielać jeszcze więcej insuliny, żeby móc wprowadzić wreszcie ten nadmiar cukru do komórek. Kiedy we krwi krąży większa niż powinna ilość cukru, komórki bronią się przed tym, żeby za dużo tego związku nie dostało się do ich wnętrza. Stają się jeszcze mniej wrażliwe na insulinę, która cukier wprowadza do ich wnętrza . Powstaje błędne koło.

Ważne pytanie. Co „uszkadza zamki”? Udowodniono, że jest to: palenie papierosów, otyłość brzuszna, styl życia „ziemniaka kanapowego”, czyli brak ruchu, ćwiczeń, stan zapalny w organizmie (podwyższony poziom hsCRP), niewystarczające spożycie owoców i warzyw, za to częste picie słodzonych napojów, spożywanie większej ilości czerwonego mięsa i mięsa przetworzonego (czyli wędlin, fast-foodów), niedobór magnezu w diecie, geny, starzenie się organizmu, niektóre choroby.

Wielu ludzi dzisiaj cierpi na insulinooporność. I jest to najprostsza droga do cukrzycy II typu.

Ani ani za dużo ilość cukru we krwi, ani za insuliny nie jest dla nas niczym dobrym. A w przypadku insulinooporności mamy taką sytuację. I to jest niesamowicie szkodliwe. Przyczynia się do rozwoju chorób układu krążenia, niektórych nowotworów i demencji.

Gdy poziom cukru wzrasta ponad określony poziom (na czczo we krwi żylnej dwukrotnie przekracza 125 mg/dl, lub o dowolnej porze przekracza 199 mg/dl i występują objawy hiperglikemii lub w 2 godzinie testu doustnego obciążenia glukozą przekracza 200 mg/dl) wtedy, rozpoznaje się cukrzycę.

Cukrzyca to plaga krajów „rozwiniętych”, choroba mocno związaną ze stylem życia, jeden z najpoważniejszych problemów zdrowotnych na świecie. Osiągnęła rozmiary epidemii. Nawet jeśli sami jesteśmy okazem zdrowia, mamy wśród znajomych, czy w rodzinie kogoś , kto jest „cukrzykiem”.

Wielu ludzi choruje, ale o tym nie mają pojęcia, ponieważ nie zaciekawiło ich w ostatnich latach to, ile glukozy krąży sobie w ich krwi. Bo zbyt wysoki jej poziom nie boli…ale powoli uszkadza ciało. Trochę przerażające, nie? Ale mamy na to wpływ.

Niestety, nie działa tutaj „zasada”: „jak zbiję termometr, to nie będę miał gorączki…”Dlatego dobrze ten poziom cukru sprawdzać od czasu do czasu.

A teraz dwie wiadomości - dobra i zła. Pierwsza: najwięcej zależy od nas, bo to jest typowa choroba związaną ze stylem życia. I druga - gorsza – najczęściej sami na nią latami „pracujemy”. To, czy zachorujemy, czy nie, mocno zależy od tego, co wkładamy najczęściej na talerz, ile kilogramów zbędnego tłuszczu nosimy w sobie, na ile lubimy styl życia „ziemniaka kanapowego”, czy palimy papierosy. I … jeszcze, jeśli chodzi o leczenie jeśli już zachorowaliśmy. Jego skuteczność w równym stopniu zależy od codziennych nawyków, jak i stosowanych leków. To jest dobra wiadomość, bo wiele leży w naszych rękach (i nogach).

I to jest zła wiadomość, bo oznacza, że leki wszystkiego nie załatwią…


piątek, 15 września 2017

Niebezpieczna fruktoza

Znalezione obrazy dla zapytania Niebezpieczna fruktoza


Codziennie człowiek zjada różne cukry.

Ale nauka ostrzega zwłaszcza przed jednym . . .. . . przed FRUKTOZĄ.

Oporność na insulinę. Stany zapalne. Wysokie trójglicerydy. Nadwaga, otyłość. Wysokie ciśnienie tętnicze. Duży stres oksydacyjny. Uszkodzenie naczyń krwionośnych. Dna moczanowa (artretyzm). Stłuszczenie wątroby.Do takich problemów prowadzi nadmiar fruktozy.

Potwierdzają to podręczniki biochemii, na przykład:


Uwaga, osoby z cukrzycą!


Dawno temu zaczęto glukozę zastępować fruktozą. Powstały diety dla cukrzyków, zalecające tę zmianę.Wierzono, że pomoże.

Ale . . . od kiedy chorzy na cukrzycę zaczęli stosowali takie diety, okazało się, że zwiększona ilość fruktozy doprowadza do osłabienia, a potem zniszczenia wątroby.

Zauważono też, że od fruktozy podnosi się niebezpiecznie poziom kwasu mlekowego (ahoj, anemia!), podnosi się poziom trójglicerydów (ahoj, choroby serca!), podnosi się poziom kwasu moczowego (ahoj, artretyzm, ahoj dna!).

Źródłem fruktozy w jadłospisie powinny być tylko i wyłącznie owoce, a nie przetworzone jedzenie.
Na owocach trudno o przedawkowanie fruktozy.Na przetworzonym jedzeniu zaś — bardzo łatwo.

Uwaga, niektórzy mają nietolerancję fruktozy.


Osoby z nietolerancją fruktozy powinny stanowczo jej unikać, niestety także z owoców w nią najbogatszych.Ciekawostką jest, że dzieci z nietolerancją fruktozy same z siebie niechętnie jedzą słodycze. Po prostu ich nie lubią.Nazywa się to uwarunkowanym wstrętem smakowym, który organizm rozwija, gdy osoba z nietolerancją fruktozy po raz pierwszy zjada coś, co ma dużo tego cukru.Znaczy to, że wystarczy raz zjeść dużo fruktozy przy jej nietolerancji i organizm wykształca w sobie mechanizm, który zapobiega dalszemu jej jedzeniu.

Organizm nauczył się tak działać w procesie ewolucyjnym, żebyśmy jako gatunek unikali tego, co nas truje, niszczy.Ale jest i piękna strona wstrętu do słodyczy . . .

. . . Otóż dorośli z nietolerancją fruktozy mają estetyczne, nienaganne uzębienie.


Podsumowując, unikajmy fruktozy w produktach.Czytajmy etykiety.Kupujmy świadomie, z głową.
Nie wkładajmy do ust tego, co nas truje.. . . A wszystko będzie dobrze.Unikanie fruktozy w żywieniu to dobra zmiana.

Ale można — wróć, trzeba! — podjąć i inne zmiany.Bardzo ważne dla zdrowia teraz i w przyszłości.





niedziela, 10 września 2017

Wędliny i przetworzone mięso

Znalezione obrazy dla zapytania Wędliny i przetworzone mięso

Czy wiecie, czemu wędliny są groźne?


Po pierwsze - rak

Systematyczne spożywanie przetworzonego mięsa przekłada się na częstszą zapadalność na różne nowotwory.„Przetworzone mięso” oznacza potraktowane konserwantami, wędzone, grillowane, smażone w wysokich temperaturach. Ale teraz skoncentrujemy się na tych „konserwantach”. Bo ich wpływ na zdrowie był mocno przebadany.

Warto z tego zdawać sobie sprawę, kiedy coś wrzucamy do koszyka w supermarkecie, że w świetle MOCNYCH dowodów, nie jest tak istotne, czy w kiełbasie mięso zastąpiono kaszą manną, produktami z soi, czy zmielonymi dziobami i łapkami w postaci MOM.

Chociaż, oczywiście, ta przykładowa kiełbasa, ma też często w sobie całą masę innych niezdrowych związków, dodawanych w czasie produkcji po to, żeby z jak najmniejszej ilości mięsa „wyczarować” ilość jak największą gotowego produktu. Ale to inny temat.Oczywiście, można „upolować” wędlinę bez konserwantów. Ale nie jest to łatwa zdobycz.

Azotyn, azotany - E 250, E 251, E 252, sól peklująca je zawierającą i produkty uboczne tego wszystkiego.To właśnie im szynka zawdzięcza to, że jest różowiutka, a nie brudnoszara. Wiadomo przecież, jaki kolor preferują klienci. A do tego, te związki uniemożliwiają rozwój bardzo groźnych bakterii, które mogłyby konsumenta tej szynki nawet zabić.Ale coś za coś – w przewodzie pokarmowym przekształcają się w rakotwórcze nitrozoaminy.

Rak jelita grubego


Tu mamy najmocniejsze dowody. Każde 5 dekagramów wędlin i peklowanego mięsa / dziennie (a przecież to mały kawałek kiełbasy lub raptem … 2-3 plastry szynki) powoduje wzrost ryzyka zachorowania na tę chorobę o około 18 % . Ryzyko jest mniejsze, jeśli miłośnicy wędlin lubią też owoce, warzywa, rośliny strączkowe i produkty pełnoziarniste . Spożycie ryb również działa ochronnie.

W ogóle, uważa się, że 50% przypadków raka jelita grubego można uniknąć dzięki zmianie diety i zwiększeniu aktywności fizycznej.

I… tak często ludzie zadają pytanie „ co się dzieje, skąd dzisiaj tyle nowotworów”. Cóż, nie na wszystko mamy wpływ. Ale… jak widać, wiele zależy jednak od naszych własnych wyborów.

Rak trzustki


190 tysięcy osób, w wieku 45-75, obserwowano przez siedem lat i okazało się, że ludzie, którzy jedli najwięcej przetworzonego mięsa mieli o 67% wyższe ryzyko raka trzustki, niż ci, którzy jedli ich najmniejszą ilość  . British Journal of Cancer donosił w 2012 roku na podstawie analizy wyników 11 badań z udziałem 6000 pacjentów z rakiem trzustki, których porównywano do zdrowych osób.
Każde 50 gramów (TYLKO!) przetworzonego mięsa spożywane każdego dnia, wiązało się z większym o 19% ryzykiem. Jedzenie 100g dziennie (wielkość małego hamburgera) powodowało wzrost ryzyka o 38 procent, 150 g dziennie - o 57 proc.

Rak żołądka

Metaanaliza badań opublikowanych od stycznia 1966 do marca 2006. Względne ryzyko raka żołądka rosło o 15% - 38% wraz ze zwiększeniem konsumpcji przetworzonego mięsa o każde 3 dekagramy (mniej więcej JEDEN PLASTER szynki) dziennie.

EPIC to badanie, którego celem jest ocena zależności pomiędzy nawykami związanymi z odżywianiem, a zagrożeniami nowotworami. A to wszystko na podstawie obserwacji pół miliona Europejczyków, z 23 krajów. Badanie ciekawe, sensowne i wiarygodne.

Wykazano w nim, na przykład, że amatorzy mięsa przetworzonego nie tylko chorowali częściej na raka jelita grubego, ale w czasie obserwacji, śmiertelność w tej grupie była o 18% większa. Co ciekawe, mięso nieprzetworzone i drób wcale nie szkodziły.

Profesor Sabine Rohrmann, z Uniwersytetu w Zurychu, która kierowała tym badaniem, wyjaśniła: "Szacujemy, że co 33 przedwczesnemu zgonowi (3,3 %) można by zapobiec, gdyby tylko ludzie jedli mniej niż 20 g przetworzonego mięsa dziennie”.Bardzo podobne wnioski przyniosła inna obserwacja (badanie NIH-AARP) pół miliona emerytów w USA.

Kiedy próbowano oceniać wpływ jedzenia mięsa na zdrowie, brano pod uwagę fakt, że dieta bogata w przetworzone mięso wiąże się często z innymi niezdrowymi wyborami. Mężczyźni i kobiety, którzy jedli najwięcej przetworzonego mięsa w badaniu EPIC, konsumowali również najmniejszą ilość owoców i warzyw, roślin strączkowych i częściej palili papierosy. Dlatego analizę przeprowadzano w podgrupach, uwzględniając inne nawyki mogące mieć wpływ na wyniki.

Po drugie - choroby układu krążenia

Przetworzone mięso to prawdziwa „solna bomba”, zawiera mnóstwo sodu, który zwiększa ciśnienie krwi, może upośledzać prawidłowe reakcje naczyń tętniczych, szkodząc w ten sposób.

Coraz większa liczba naukowców jest skłonna twierdzić, że spożycie tłuszczu zwierzęcego i mięsa nieprzetworzonego, nie jest wcale czynnikiem ryzyka rozwoju chorób układu krążenia. 
Rewolucyjne. Trzeba jednak zaznaczyć, że zupełnie inaczej jest z „przetworzonym mięsem”, czyli wędlinami i mięsem w fast-foodach. Należy je omijać szerokim łukiem, bo zwiększają ilość zawałów serca, udarów mózgu, cukrzycy…

A mit niskotłuszczowych wędlin… skrzętnie wykorzystuje przemysł spożywczy do promowania wyrobów wędliniarskich o obniżonej zawartością tłuszczu, które kojarzy się wszystkim automatycznie z czymś zdrowszym. Fit. A jest to nieprawdą.

Badania wykazały, że ryzyko choroby wieńcowej u amatorów wędlin i fast-foodów jest większe aż o 42%. Niezależnie, czy były one tłuste, czy nie. Za winowajcę uznano znowu, przede wszystkim, środki konserwujące - azotyny, azotany, „sól peklującą” i ich produkty uboczne. Eksperymentalnie wykazano, że są zdolne do powodowania dysfunkcji śródbłonka, naszej wewnętrznej wyściółki naczyń, która powinna być gładka niczym teflon, bo zapalenie jej przyczynia się do miażdżycy, oporności na insulinę i cukrzycy II typu.

Wnioski z metaanalizy z 2012 roku z sześciu badań z udziałem 614.062 uczestników :
„Każde (TYLKO!) 5 dekagramów kiełbasy, szynki lub parówek, spożywanych codziennie, zwiększa o 42% ryzyko choroby wieńcowej, cukrzycy typu II- o 51%” . Znowu- w tym badaniu, mięso bez dodatku konserwantów, nawet tłuste, nie szkodziło sercu. W badaniach obejmujących w sumie 56.311 uczestników nie znaleziono znaczącego związku między spożyciem nieprzetworzonego mięsa czerwonego i ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych.

Ale były i inne sygnały. W Nurse's Health Study (NHS), gdzie analizą objęto 84.136 kobiet, po uwzględnieniu różnych czynników żywieniowych i stylu życia, każda porcja 100 g / dzień nieprzetworzonego czerwonego mięsa była związana z 19% wyższym ryzykiem choroby wieńcowej, a każde 100 g mięsa przetworzonego/dzień zwiększało o 40% to zagrożenie.

Jednym z winnych jest z pewnością żelazo hemowe . Spożywanie jego, w czerwonym mięsie, może zwiększać stres oksydacyjny (czyli ilość ataków wściekłych wolnych rodników) i oporność na insulinę. Która to równa się wyższemu ryzyku cukrzycy II typu.

Po trzecie- cukrzyca I i II typu


MIĘSO NIE MA CUKRU…TO CO MA MIĘSO DO CUKRZYCY?

A... ma...Chodzi o nitrozoaminy, pochodne konserwantów w wędlinach, które mogą wywoływać stan zapalny i niszczyć komórki beta trzustki.

Azotyny i inne związki azotu, które możemy napotkać w hot-dogach i innych wyrobach mięsnych, są związane z występowaniem cukrzycy typu 1 u dzieci (dlatego, uwielbiane często przez nie paróweczki, niezależnie czy „cielęce”, czy inne, mogą bardzo zaszkodzić, jeśli będą częstym gościem w lodówce).

Zwróćmy uwagę na to, jak często dzieci konsumują przetworzone mięso. Mało które dziecko nie lubi parówek, „szyneczki”. Nawet widać to po reklamach, które promują taką żywność głównie dla dzieci. Rodzice, dziadkowie kupują parówki „cielęce” i myślą, że dokonują zdrowego wyboru.

Streptozotocyna, związek wywodzący się z nitrozoamin, które z kolei powstają w naszym żołądku z konserwantów z wędlin, jest znany jako czynnik diabetogenny, czyli powodujący cukrzycę.
Związki azotu wpływające negatywnie na ludzkie zdrowie znajdziemy nie tylko w wędlinach ( i niektórych żółtych serach!) .

Parslow i wsp,badali związek między wystąpieniem cukrzycy typu 1 wśród dzieci mieszkających na północy Anglii a stężeniem azotanów w wodzie do picia. Po przeprowadzeniu analiz, badacze udowodnili, że istnieje zależność między powstaniem choroby, a podwyższonym poziomem nieorganicznych związków azotu w dostępnej wodzie. Azotany są prekursorami substancji chemicznych toksycznych dla trzustki. W badaniach na zwierzętach stwierdzono, że spożycie pokarmów bogatych w nitrozoaminy może się przyczyniać do rozwoju cukrzycy typu 1.

W eksperymencie prowadzonym przez Essiena i wsp. , podawano ciężarnym szczurom do spożycia wędzone pstrągi bogate w nitrozoaminy, stwierdzono, że poziom glukozy i insuliny w surowicy potomstwa był znacząco wyższy w porównaniu ze zwierzętami kontroli. "American Journal of Clinical Nutrition" donosił  w 2011 roku na postawie analizy badań 442,101 osób, 28,228 przypadków cukrzycy II t., że wystarczy codziennie spożywać zaledwie 50 g przetworzonego czerwonego mięsa, by ryzyko cukrzycy zwiększyło się o 51 proc. Mniej szkodliwe okazało się mięso nieprzetworzone. Dzienna porcja 100 g takiego produktu o 19 proc. zwiększała groźbę tej choroby.
Osiem badań, w sumie 372.391 osób - okazało się, każde 50 g wędlin spożywanych każdego dnia, wiązało się z 51% większym ryzykiem stania się cukrzykiem .

To tylko niektóre z dowodów.


Tak to wygląda. Jak widzicie, konserwowane i przetwarzane mięso szkodzi mocno. A przecież to jeden z najczęściej spożywanych produktów żywnościowych. I dlatego, warto starać się jak najczęściej jeść po prostu coś innego. I, najlepiej, byłoby sięgać po takie wędliny, co konserwantów nie zawierają. I tu przechodzimy do kolejnego tematu…

Czyli… jak narazić się w sklepie ze „zdrową żywnością”.


Nie dotyczy to wszystkich sklepów. Oczywiście, istnieją takie, gdzie rzetelnie i uczciwie informuje się klientów o składzie produktów.

Dzień dobry, czy ma pani/pan jakąś szynkę bez konserwantów? Odpowiedź bardzo często brzmi „TAK, te wędliny są produkowane TRADYCYJNĄ metodą, szczególnie ta… i zostaje wskazana najdroższa”.

I wtedy zaczynają się schody. Okazuje się (najczęściej, choć pewnie, nie zawsze), że te wędliny w sklepie ze „zdrową żywnością” najczęściej są również konserwowane szkodliwymi E250 i E251. Tak samo, jak te z supermarketu. Albo  sprzedawca „nie może znaleźć” etykiety ze składem.

Proponuję jeszcze kilka innych pytań, które można zadać w NIEKTÓRYCH sklepach tego typu:
„Dlaczego cappuccino dla cukrzyków nie ma wprawdzie cukru, ale za to zabójcze tłuszcze trans”?
„Dlaczego olej lniany nie jest przechowywany w lodówce?” …za to jest w przezroczystej butelce?...w plastikowej ? Po co nam bisfenol z tego plastiku w oleju?

Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, w skrócie IJHARS, na swojej stronie internetowej "Zafałszowane artykuły rolno-spożywcze" podaje wyniki kontroli i wymienia z nazwy nieuczciwych producentów.

Ciekawa lektura, warto przeczytać, żeby w sklepie podejmować właściwe decyzje.Na przykład, wcześniejsze kontrole wykazały fałszowanie oliwy z oliwek, która miała być najwyższej jakości - producent sprzedawał ją jako „ekstra virgin”. Nie dość, że nie była „extra virgin”, to w dodatku nie była to oliwa - ujawniono obecność w niej oleju rafinowanego.

Zafałszowana oliwa stała się największym oszustwem rolnym w Unii Europejskiej. Podczas gdy mniej niż 10% światowej produkcji oliwy z oliwek spełnia kryteria „extra virgin”, to ponad 50% oliwy w sprzedaży detalicznej jest tak oznaczana . Jak to można wytłumaczyć? Cud? Po prostu, żeby zarobić więcej, niektórzy producenci oznaczają swoje produkty jako "extra virgin", mimo, że nie mają one nic z nią wspólnego. Stwierdza się często w badaniach laboratoryjnych, że przy produkcji użyto zepsutych oliwek, które spadły z drzewa, lub oliwa jest rozcieńczana olejami roślinnymi.
Zdarza się, że olej sojowy i olej rzepakowy ma dodawany chlorofil i beta-karoten, by być potem sprzedawany jako oliwa.

W 2012 roku w Polsce co piąty wyrób z czerwonego mięsa miał w swoim składzie coś, czego producent „zapomniał” umieścić na etykiecie – dodatkowe substancje konserwujące, zwiększające wodochłonność, MOM, albo wyrób deklarowany jako wieprzowy miał spory dodatek drobiu. Może są świnie, którym wyrosły skrzydełka?

MOM to skrót od nazwy „mięso oddzielane mechanicznie" - głównie ścięgna, chrząstki, szpik, tłuszcz, błony, skrzydła, rozdrobnione kości. Czyli odpady. Z nich robi się miazgę. Brzmi niezbyt smakowicie i nie należy do zdrowej żywności. Lepiej tego unikać.

Inspektorzy Inspekcji Handlowej  w całej Polsce sprawdzali jakość i oznakowanie produktów sprzedawanych jako domowe, tradycyjne, naturalne, bez konserwantów, wolne od GMO i im podobne. Zbadano 966 partii produktów. Zakwestionowano co trzecią.

Wędzonka swojska – zawierała dodatek „bardzo swojskiego” ;) błonnika bambusowego, białka sojowego, substancji zagęszczającej E-407, skrobi modyfikowanej, białka zwierzęcego, maltodekstrynę, stabilizatorów E-450, E-451, E-262, przeciwutleniaczy E-316 i E-315.

„Żur skondensowany naturalny, według staropolskiej receptury, która pamięta dębowe stoły dworów i strzech . Nowy zdrowy produkt w starym stylu” - w składzie znajdowała się substancja konserwująca E-211 (benzoesan sodu). Cóż, może konserwant rzeczywiście był niezbędny, skoro żur był tak stary, że "pamiętał dwory i strzechy”?

„Maślanka naturalna” – z żelatyną wieprzową.

Smalec domowy z opisem na etykiecie:
„Spróbuj prawdziwego, domowego smalcu z najlepszym mięsem, przygotowanego według znakomitego polskiego przepisu” – a w nim białko sojowe, aromaty, wzmacniacze smaku E-621,
stabilizatory E-450, E-451 i E- 452 (di-, tri- i polifosforany).
Hm... jak w domu u mamy.

Podsumowując.Zwróć uwagę na to, jak bardzo o zdrowiu całej rodziny decyduje osoba zaopatrująca lodówkę.


sobota, 9 września 2017

Jesteśmy nabijani w butelkę

Znalezione obrazy dla zapytania Jesteśmy nabijani w butelkę

„Woda pełna zdrowia" , „Woda zdrowia ci doda".Będąc jednak w sklepie zastanawiamy się, jaką to wodę kupić.

Niejednokrotnie wybieramy tę reklamowaną, ponieważ na etykiecie można przeczytać ile to związków mineralnych w niej się znajduje. A lista takowych związków mineralnych wciąż się wydłuża ku naszemu zadowoleniu i firm, które takowe sprzedają. Cóż zrobić przecież wiadomo jest nie od dzisiaj, że woda, która leci sobie z kranu czasami jest niesmaczna i nie da się jej wypić bez przegotowania. Dlatego też niektórzy ratują się w ten sposób, że nawet zupę gotują na wodzie butelkowanej.Poprzez gotowanie wody butelkowej pozbywamy się czystej wody a to, dlatego że woda paruje. Wszystkie związki w niej zawarte ulegają zagęszczeniu a, są to związki, które nie są przyswajalne przez nasz organizm i zalegają w nim niepotrzebnie. Bardzo często matki małych dzieci postępują właśnie w ten sposób sądząc, że dzięki długiemu gotowaniu wody będzie ona zdrowsza. Oprócz sodu, który w tak przygotowanej wodzie znajduje się w nadmiernych ilościach również większa ilość potasu, magnezu, chloru, kwasu węglowego lub jonu węglowego mogą szkodzić zarówno dzieciom jak i dorosłym. Zapomnieliśmy już, że powinniśmy pić wodę w czystej postaci.

H2O CZYLI WODÓR I TLEN I NIC WIĘCEJ.

Wszystko, co jest w niej ponadto – zanieczyszcza ją.

Dzieje się tak dlatego, że ufamy producentom wody, którzy poprzez reklamy wmawiają nam, że mineralna to woda życia. A wszystko to stało się możliwe za sprawą ustawy uchwalonej przez Sejm RP z 29 marca 2001 roku „o warunkach zdrowotnych żywności".Zapis w art. 24 mówi „Przy znakowaniu środków spożywczych dopuszczalne jest podawanie na opakowaniu właściwości zapobiegających chorobom lub wspomagających leczenie chorób przez naturalne wody mineralne i naturalne wody źródlane”.W 1990 roku obniżono tzw. normę branżową BN/9567 - 08, która określała poziom składników mineralnych w 1 litrze wody ze 1000 do 200 mg. Dzięki temu każdy mógł rozpocząć produkcję wody mineralnej nawet domowym sposobem. Dzięki temu powstał cały rynek wód mineralnych na błędnym przekonaniu społeczeństwa (po prostu nam to wmówiono), że im więcej jest związków mineralnych w wodzie tym lepiej. Tymczasem zadaniem wody nie jest zaopatrywanie organizmu w minerały. Minerały czerpie człowiek z pożywienia. 

Przyjrzyjmy się pewnym porównaniom. Dzienne zapotrzebowanie organizmu na wapń wynosi 500 do 1000 mg. Dzienne zaspokojenie tego zapotrzebowania za pośrednictwem wody wynosi zaledwie 100 mg. Tymczasem w 100 gramach sera twardego jest 1200 mg wapnia. Czy powinniśmy taki ser nazwać mineralnym?Organizm wykorzystuje tylko minerały w połączeniach organicznych. Każdy, kto zna podstawy biochemii i fizjologii wie o tym. Minerały są do wykorzystania jedynie po wbudowaniu w substancje organiczne, takie jak np.: roślin. Komórki muszą być zaopatrywane w minerały, których potrzebują do wykorzystywania swoich funkcji. Minerały, których komórki nie mogą wykorzystać, stanowią niepotrzebny balast. Niewiele osób zdaje sobie sprawę ze szkody, jaką wyrządzają organizmowi spożywając w nadmiarze nieorganiczne sole mineralne. Dlatego też, aby zaspokoić dzienne zapotrzebowanie naszego organizmu powinniśmy spożywać rośliny!

Rośliny stanowią niezbędne ogniwo między materią nieożywioną a światem zewnętrznym. Rośliny pobierają minerały z gleby, przetwarzając je. Pobierają dwutlenek węgla, wodę, sole mineralne, i przy pomocy słońca i chlorofilu tworzą węglowodany. Minerały zostają wbudowane w związki organiczne i wtedy są one przyswajalne przez nasz organizm.
Lecz tu znów napotykamy pewien haczyk. Obecna sztuczna wegetacja warzyw prowadzi do zmniejszenia ilości składników mineralnych w roślinie. Rośliny nie mają czasu na to, aby nabyć odpowiednie składniki mineralne, dlatego też czasami, gdy spożywamy truskawki czy pomidory na próżno doszukujemy się w nich smaku charakterystycznego dla danego gatunku. W tym momencie jasno widzimy, że tak naprawdę liczy się tylko biznes nie mający nic wspólnego z dobrem człowieka. Wszystko zależy od tego jak zostanie przekazana nam dana wiadomość, która zostanie przetworzona (a tym samym zrozumiana) lub odrzucona.
Stworzyliśmy koło zamknięte, na końcu którego znajduje się konsument ze zręcznie podaną błędną informacją, której celem jest sprzedaż produktu a zdrowie czynnikiem drugorzędnym. Rynek napędzany taką właśnie reklamą ciągle się powiększa. Do 1988 roku istniało w Polsce około 50 rozlewni wód. Teraz jest ich dziesięć razy więcej i ciągle powstają nowe. Mało kto dba o jakość, a hasło zdrowie pozostaje jedynie na etykiecie przytwierdzonej nie do butelki, lecz do pojemników zwanych Pet-y.

Przykładowe pokrycie dziennego zapotrzebowania na minerały.

WAPŃ - Zapotrzebowanie dzienne - 500 – 1000mg
Dzienne spożycie poprzez wodę pitną - 100 mg
Inne źródła jego spożycia zawarte w 100 g pożywienia
Ser twardy - 1200 mg
Orzechy - 250 mg
Warzywa - 150 mg
Jajka - 80 mg
Owoce - 60 mg

MAGNEZ - Zapotrzebowanie dzienne - 220 – 400 mg
Dzienne spożycie poprzez wodę pitną - 50 mg
Inne źródła spożycia magnezu zawartego w 100 g pożywienia
Orzechy - 250 mg
Ryż - 120 mg
Owoce suszone - 80 mg
Warzywa - 60 mg
Banany - 40 mg

Podane wartości dziennego zapotrzebowania na minerały są tylko wielkościami orientacyjnymi. Służą jako przepis na codzienną indywidualną dietę. Podane zawartości w wodzie pitnej są również wielkościami orientacyjnymi i mogą się zmieniać w zależności od źródła lub dosypanych związków szufelką.

Odkładanie się związków w organizmie człowieka.

Antymon - Nerki – włosy
Arsen - Wątroba – nerki – skóra – włosy –paznokcie
Bar - Skóra – płuca – kości – zęby
Beryl - Kości – zęby – wątroba
Chrom - Nerki – rdzeń pacierzowy – kości – mięśnie
Cynk - Nerki – wątroba – gruczoł krokowy – włosy
Fluor - Kości – zęby
Miedz - Wątroba – nerki – serce – mózg – jądra
Krzem - Płuca – skóra
Ołów - Kości – aorta – nerki – wątroba – mózg
Żelazo - Czerwone ciałka krwi – wątroba – śledziona – szpik kostny

Oczywiście nie namawiam do tego, aby nie pić wody butelkowanej. Oczywiście, że nie. Przecież woda cieknąca z kranu również nie jest taka jak być powinna. Tym bardziej, że rutynowa kontrola jakości wody wodociągowej nie daje pewności, co do jej pełnej zdatności do celów spożywczych. Sama długa lista związków mineralnych przedstawiana na etykietach nie świadczy o jakości wody oraz jej zdrowotnych właściwościach, o których często słyszymy. Oczywiście, że jest lepsza niż ta, która płynie z kranu tym bardziej, że w niektórych większych miastach przepływa jeszcze przez rury wykonane z azbestu lub ołowiu. Nie wiedzieliście o tym? Cóż – o tym się nie mówi. 

Jesteśmy nabijani w butelkę.


piątek, 8 września 2017

Zdrowa żywność tylko z nazwy

Znalezione obrazy dla zapytania Zdrowa żywność tylko z nazwy

Już 45 proc. Polaków deklaruje chęć kupowania ekologicznej żywności. 

Każdego roku wydajemy na nią ok. 400 mln zł. Niestety, mało kto wie, że produkty z etykietką "zdrowe", to tylko sprytny chwyt reklamowy
Z różnych badań wynika, że Polacy doceniają zdrowe i naturalne produkty. Sondaż przeprowadzony przez TNS OBOP wykazał, że zdecydowana większość konsumentów - aż 78 proc. - sądzi też, że napoje, które powstają z naturalnych źródeł wody, są lepsze od pozostałych. Podobne wyniki były w przypadku jedzenia. Ponad 80 proc. z nas twierdzi, że przy wyborze żywności powinniśmy sugerować się miejscem, w którym była ona wyprodukowana. Nastroje te wykorzystują handlowcy. Z raportu spółki PMR wynika, że aż 20 proc. nowości, które na rynek wprowadziły koncerny spożywcze, stanowiły tzw. produkty prozdrowotne. Wartość całego rynku produktów dietetycznych i ekologicznych Instytut Badań i Rozwoju Zdrowych Stylów Życia szacuje już na ok. 400 mln zł. Tzw. zdrową żywność od czasu do czasu kupuje już co dziesiąty Polak. Można to zauważyć gołym okiem w sklepach, głównie w ok. 600 działach hiper- czy supermarketów. Stoiska, na których znajdziemy ekologiczne warzywa, świeżo wyciskane soki z owoców bez grama nawozów czy chleb bez krzty konserwantów, są już w tak popularnych sieciach, jak: Auchan, Tesco, Real, Bomi, Piotr i Paweł.

Ekożywność walczy z podróbami


- Ta branża w naszym kraju dopiero się rozwija i ma ogromną przyszłość. Niestety, zamiast skupić się na podbijaniu rynku, musimy walczyć z firmami, które produkują tzw. zdrową żywność. Nie ma ona nic wspólnego z ekologią i zdrowiem. To chwyt wymyślony przez marketingowców, o czym polski klient najczęściej nie ma zielonego pojęcia - twierdzi Tadeusz Szymkiewicz, właściciel gospodarstwa ekologicznego Biofood, które wytwarza naturalne soki i przetwory. Wspólnie z innymi siedmioma producentami ekoproduktów założył sieć O'Eko. W pierwszej kolejności skupili się na tym, aby ich żywność nie była na stoiskach mieszana z tzw. zdrową. Dlaczego? Bo określenie "zdrowa" to nic innego jak chwyt marketingowy. Do jego używania nie trzeba mieć żadnego certyfikatu, tak więc towar ten nie różni się niczym od tzw. masowego.

- Kolejnym krokiem naszej działalności będzie stworzenie specjalnego znaku, do którego będą mieli prawo tylko ci, którzy faktycznie produkują żywność ekologiczną - podkreśla Szymkiewicz.

Certyfikat to podstawa


- Producenci żywności ekologicznej dostają specjalne certyfikaty. W naszym kraju przyznaje je siedem jednostek certyfikujących. Dlatego, zanim coś włożymy do koszyka, należy sprawdzić, czy na etykiecie jest nazwa jednej z tych jednostek i numer certyfikatu danego gospodarstwa - radzi prof. Ewa Rembiałkowska z Zakładu Żywności Ekologicznej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

Jej zdaniem warto na to zwrócić uwagę choćby dlatego, że prawdziwa ekologiczna żywność nie zawiera prawie wcale pozostałości pestycydów obniżających odporność organizmu, które zdaniem naukowców mogą być nawet przyczyną chorób nowotworowych.

- Poza tym firmy, które tak szumnie chwalą się zdrowymi produktami, powinny pamiętać, że łamią prawo. W Polsce jest jasno sprecyzowane, że hasło "zdrowe" można umieszczać tylko na artykułach, które mają udokumentowany przez naukowców faktyczny wpływ na poprawę zdrowia. 

A takich produktów jest w istocie bardzo mało - mówi prof. Rembiałkowska.


czwartek, 7 września 2017

Woda królowa napoi ?

Znalezione obrazy dla zapytania Woda królowa napoi ?

Nasz rynek zalany jest różnego rodzaju wodami. Czy wiesz, że marka Żywiec należy do Danone, Nałęczowianka do Nestle, Kropla Beskidu do Coca – cola?

Jak się nie pogubić, w tym gąszczu nazw, co wybierać, aby służyło naszemu zdrowiu?

Mamy wody:
- mineralizowane – wysoko, nisko, średnio
- żródlane
- gazowane
- niegazowane

Źródlana czy mineralna, gazowana czy niegazowana? Oto dylematy.


Która woda jest zdrowa ? Eksperci mówią, że ta woda, która dostarcza nam cennych składników odżywczych jest dla nas najlepsza. Badania amerykańskie dowiodły, że kobiety, które piją dużo wody bogatej w minerały (czyli wodę mineralną), nie mają problemów z utrzymaniem prawidłowego poziomu tych pierwiastków w organizmie, natomiast woda źródlana, która tak chętnie pijemy ze względu na to, iż jej nazwa kojarzy się nam tak dobrze – z czystością i naturą dostarcza ich w niewielkim stopniu, a woda pozbawiona składników mineralnych może być dla zdrowia nawet szkodliwa. Udowodniono, że po wypiciu pięciu litrów wody destylowanej, człowiek umiera, bo ona rozrzedza elektrolity, wypłukuje wszystkie potrzebne składniki mineralne.
To, co dla jednych jest dobre inny może zaszkodzić. Jeśli ktoś choruje na nadciśnienie, cukrzycę albo na serce powinien wystrzegać się wody z dużą zawartością sodu (zatrzymuje wodę w organizmie i podwyższa ciśnienie). Wody lecznicze nie nadają się do beztroskiego popijania bez kontroli lekarza (zawarte w niej minerały można przedawkować).
Jaką wodę dobrze, aby piły osoby zdrowe i średnio aktywne? Dla tych osób najlepsza jest naturalna woda mineralna średniozmineralizowana Ten rodzaj wody ma sporo minerałów i niezbyt dużo sodu. Warto sprawdzić też zawartość wapnia - to pierwiastek, którego ciągle brakuje w organizmach Polaków, a można go uzupełnić wraz z wodą.

Gazowaną czy niegazowaną? To kwestia twoich preferencji, a nie zdrowia, choć nie do końca – osoby z dolegliwościami gastrycznymi mogą odczuwać pewien dyskomfort po wypiciu wody gazowanej. Woda gazowana wskazana jest po posiłku – nasila ona wytwarzanie moczu, a z nim wydalane są również toksyny. Ten rodzaj wody powinien być pity bardzo powoli, małymi łyczkami. Dzieci lepiej, aby popijały wody niegazowane – często piją dosyć łapczywie, a zbyt duża iulośc gazu zebranego w żołądku gazu może być dla nich szkodliwa.

Zwróćcie uwagę na zawartość magnezu jest on jednym z najcenniejszych dla zdrowia pierwiastków i ciągle go nam brakuje. Czy wiesz, że w każdej sekundzie w każdej z komórek naszego ciała zachodzi 600 reakcji chemicznych. Magnez bierze udział w 300 z nich. Wody z Beskidu Sądeckiego, zwłaszcza z rejonu Muszyny i Piwnicznej, z Doliny Kłodzkiej oraz z Kujaw zawierają w jednym litrze 100–200 mg magnezu.

Kiedy zaczniesz czytać etykiety wód okaże się, że są takie, które mają niecałe dwieście miligramów składników mineralnych w litrze, i takie, które mają przeszło 2 tyś. Woda lecznicza Zuber zawiera 23 tyś mg składników mineralnych w litrze!

Specjaliści zgodni są co do tego, że oddziaływanie wody na organizm zależy od znaczącego stężenia soli rozpuszczonych w wodzie - co najmniej 1000 mg/l - lub określonego stężenia przynajmniej jednego z cennych dla zdrowia składników, np. magnezu (od 50 mg w litrze), wapnia (powyżej 150 mg), wodorowęglanów (powyżej 600 mg w litrze).

Uwaga!
W klasyfikacji wód butelkowanych panuje bałagan. Nie wszystkie wody zaklasyfikowane jako mineralne mają te cenne składniki w ilościach oddziałujących na nasze zdrowie. Przykładem może tu być Nałęczowianka zwąca się naturalną wodą mineralną średniozmineralizowaną - ma 709 mg składników mineralnych w litrze, w tym 23 mg magnezu, 114 mg wapnia, 488 mg wodorowęglanów. To jednak za mało, aby mianować się „mineralną” .
Wody niskozmineralizowane mają poniżej 500 mg składników mineralnych/l, średniozmineraliowane 500-1500 mg/l, a wysokozmineralizowane powyżej 1500 mg/l. W Polsce wytwarza się kilkaset wód butelkowanych, z czego tylko około 30 prawdziwych wód mineralnych.
A co z Żywcem Zdrój polecanym przez Instytut Matki i Dziecka w żywieniu niemowląt – taki napis widnieje na etykiecie. Dokładnie tak jest używajmy jej do rozcieńczania soczków i przygotowywania innych posiłków dla naszych ”milusińskich” do szóstego miesiąca życia, bo maluchy z niedojrzałymi nerkami i delikatnym żołądkiem źle tolerują wodę bogatą w minerały.
Natomiast wody tej raczej nie powinny używać kobiety ciężarne lub karmiące, bowiem przeciętne dzienne zapotrzebowanie organizmu na wapń wynosi od 800 do 1200 mg., ale zwiększa się ono u kobiet w czasie ciąży i karmienia oraz u dzieci i młodzieży w okresie wzrostu. Głównym źródłem tego pierwiastka są produkty mleczne, ale i tak jego niedobór w przeciętnej diecie w Polsce dochodzi do 1/3 dziennego zapotrzebowania. Dlatego ważnym składnikiem pożywienia, dostarczającym wapń dla organizmu, mogą być wody mineralne mające w jednym litrze co najmniej 150 mg tego składnika mineralnego”. Żywiec zawiera 27,73 mg wapnia w litrze. Kropla Beskidu jest naturalna wodą źródlaną o zawartość minerałów 369 mg w litrze.

Kupując wodę przeczytaj informację o składnikach mineralnych. Zdrowe wody zawierają ich powyżej 1000 mg w litrze w tym magnezu powyżej 50 mg w litrze, wapnia powyżej 150 mg, siarczanów powyżej 250 mg, wodorowęglanów powyżej 600 mg w litrze. Podczas upałów powinniśmy pić wodę z jak największą zawartością minerałów (powyżej 1000-1500 mg w litrze). Taka też woda jest najlepsza dla osób intensywnie uprawiających sport, kobiet w ciąży i matek karmiących. 

Wód leczniczych nie należy beztrosko pić bez kontroli lekarza.


Oceń stan swojego zdrowia - dieta